Dodge Charger jest jednym z niewielu amerykańskich samochodów, które trafiają w mój gust jeśli chodzi o kwestie wizualne. Po kilku dniach spędzonych z tym dużym, blisko 2-tonowym sedanem znanym mi głównie z serii gier komputerowych Need For Speed oraz z amerykańskich filmów chciałbym podzielić się z Wami wrażeniami z jazdy i ogólną opinią o tym aucie.
Dodge Charger pochodzący z 2012 roku jest najstarszym testowanym przeze mnie samochodem i rozpoczął on cykl odcinków na moim kanale YouTube, które będą poświęcone samochodom używanym. W miarę możliwości będę tworzył kolejne materiały poświęcone opiniom i wrażeniom z jazdy samochodami, które mają już kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt lat.
Pod maską testowanego Chargera znajduje się 5,7-litrowy silnik HEMI o fabrycznej mocy 354 KM, która została podniesiona do blisko 400 KM, co potwierdził wykres z hamowni. Uważam, że to bardzo dobry zabieg, ponieważ każda dodatkowa ilość koni mechanicznych w tym aucie jest wskazana. Jeśli więc zastanawiacie się nad zakupem takiego samochodu, ale z najmniejszym silnikiem 3,6 V6 to radzę – odpuśćcie. Auto jest dość ciężkie (około 1900 kg na sucho) i naprawdę potrzebuje solidnej dawki mocy, by się rozpędzić. 5,7 litra pozwala rozbujać tę łajbę sprawnie, natomiast nie są to wrażenia z jazdy takie, jak np. w Audi RS5, gdzie każde dodanie gazu zapewnia mocne wciśnięcie w fotel.
Dodatkowo im mniejszy silnik, tym większe spalanie. Zawsze tłumaczę, że to iż auto ma mniejszą pojemność i moc, niekoniecznie idzie w parze z mniejszym spalaniem. Auto potrzebuje bowiem większego wysiłku do rozpędzenia się, a zarazem większej ilości paliwa. Dodatkowo im większa moc, tym lepsze przyspieszenie, bezpieczniejsze manewry (np. wyprzedzanie) i poczucie komfortu w trasie.
Z zewnątrz Charger sprawia wrażenie bardzo masywnego, agresywnego samochodu i jest typowym amerykańskim „muscle carem”. Co do tego nie powinniśmy mieć żadnych wątpliwości. Widząc w lusterku wstecznym nadjeżdżającego Dodge’a od razu czujemy respekt i ustępujemy mu drogi – zwłaszcza w tej konfiguracji kolorystycznej, którą testowałem, gdzie wszystkie elementy chromowane są polakierowane na czarno.
Tylna część pojazdu to nawiązanie do klasycznych Chargerów z dawnych lat – blenda z napisem „DODGE” jest podświetlana po konturze. Do klasyki nawiązują też 20-calowe felgi aluminiowe o charakterystycznym kształcie. Samochód został wyposażony w opony Pirelli 245/40/20, które zapewniały przyzwoitą przyczepność. Poprzedni właściciel obniżył także zawieszenie, dzięki czemu auto jest sztywniejsze i o wiele lepiej prowadzi się w zakrętach.
Wnętrze Chargera to nie festiwal przepychu. To prosty, amerykański design, który nie urzeka pięknem. W środku jest poprawne i intuicyjnie, czyli tak jak Amerykanie lubią. Materiały wykorzystane do stworzenia wnętrza Chargera nie są najwyższej jakości, ale wnętrze też nie jest do bólu plastikowe. Plastiki lubią natomiast delikatnie trzeszczeć na dziurach. Tapicerka na fotelach po 7 latach użytkowania samochodu jest już lekko wysiedziana, natomiast nie jest przetarta.
Na tylnej kanapie jest dużo miejsca i spokojnie mogą podróżować na niej 2-3 osoby dorosłe. Miejsca na nogi jest także wystarczająco. Wyższym pasażerom przeszkadzać może nieco linia tylnej szyby schodząca dość ostro w kierunku bagażnika.
Auto wyposażone zostało w najpotrzebniejsze rzeczy, takie jak kierownica multifunkcyjna, tempomat, nawigacja, radio z Bluetooth, elektrycznie sterowane i podgrzewane fotele, elektryczny szyberdach czy (co ciekawe!) w elektrycznie ustawiane pedały i kierownicę.
Podróżowanie Chargerem jest komfortowe i dodatkowo wzbogacone o świetne wrażenia akustyczne wydobywające się z 5,7-litrowej V8-ki. Klasyczna, automatyczna skrzynia biegów żwawo zmienia biegi. Nie ma tu łopatek przy kierownicy, ale jest za to możliwość ręcznej zmiany biegów za pomocą lewarka ( + / – ).
Samochód na mokrej lub szutrowej nawierzchni jest narwany. Tylny napęd powoduje, że auto lubi stawać delikatnie bokiem, natomiast system ESP skutecznie pomaga go wyprostować. Do zabawy można natomiast go wyłączyć i wtedy robi się naprawdę ciekawie. Niestety Chargerem nie udało mi się wjechać do mojego garażu na symboliczne zdjęcie, ponieważ w dwóch próbach postanowił skutecznie zniszczyć mój podjazd z drobnego kamyka (nawet bez dodawania gazu) i zafundować mi popołudnie z grabkami. Od tego momentu się na niego obraziłem i kazałem mu koczować pod gołym niebem.
Średnie spalanie jakie uzyskałem w cyklu mieszanym w teście to 15-17 litrów. Przy ostrzejszym traktowaniu pedału gazu na komputerze pokładowym widziałem wartość 22 litrów/100 km. Dla oszczędnych dobra informacja – wolnossąca, amerykańska konstrukcja silnika dobrze przyjmuje LPG, a ogromny bagażnik można częściowo wypełnić dużą butlą. Nie powinno więc dziwić, że tak wiele amerykańskich samochodów na naszym polskim rynku wyposażonych jest w tego typu instalację, natomiast testowany egzemplarz nie.
Dziękuję EasyRent Kraków za użyczenie samochodu do testów.