W Golfie zawsze Ci do twarzy… mówią szyderczo moi znajomi, którzy wiedzą, jak bardzo lubię te auta. Taka jest jednak prawda, bo wsiadając po raz kolejny do najnowszej generacji Golfa GTI (tym razem w odmianie TCR) czuję się jak w domu – w starym, dobrym domu, do którego wróciłem po dłuższej przerwie. W domu, gdzie wszystko jest na swoim miejscu. Tak było też i tym razem. Testowanie wersji TCR było dla mnie największą przyjemnością, równą z tą, jaką odczuwam, gdy wracam w swoje ulubione miejsca.
Koniec smutów. Zacznijmy od początku, czyli od wyjaśnienia skrótu TCR. Otóż TCR International Series to ogólnoświatowe wyścigi samochodów turystycznych organizowane od 2015. W wyścigach tych startują mocno zmodyfikowane samochody, a wśród nich znajduje się m.in. specjalna wersja VW Golfa GTI. To właśnie w hołdzie tej wersji torowej powstała najnowsza wersja GTI TCR – obecnie najmocniejsze GTI oferowane w gamie Volkswagena, choć niezbyt podobne do torowego pierwowzoru. Samochód legitymuje się mocą 290 KM oraz mechaniczną szperą, która świetnie radzi sobie z szybkim pokonywaniem zakrętów oraz zapewnia lepszy start ze świateł w przypadku tego żwawego przednionapędowca. TCR jest drugim najmocniejszym Golfem GTI w historii marki. Pierwszym z nich był 310-konny Clubsport S – obecnie święty Graal dla miłośników Volkswagena.
TCR oprócz zdumiewającej mocy to także kilka ciekawych smaczków stylistycznych, które już na pierwszy rzut oka spowodują, że każdy fan VW zatrzyma się na chwilę i zastanowi nad tym, co właśnie widzi. Na zewnątrz auto cechuje pakiet charakterystycznych dokładek zderzaków, delikatne przedłużenie spojlera tylnej klapy, naklejka z logotypem TCR na tylnych drzwiach oraz nawiercane, przednie tarcze hamulcowe (tożsame z tymi z wersji limitowanej GTI Clubsport S), które zapewniają lepsze odprowadzanie gazów i temperatury z układu hamulcowego.
Najwięcej ciekawych akcentów jest jednak we wnętrzu. Styliści Volkswagena zadbali o to, aby TCR wyróżniał się na tle zwykłego Golfa GTI. Połączenie alcantary i czerwonych nici na boczkach drzwiowych, fotelach i mieszku zmiany biegów oraz skóry perforowanej na kierownicy daje nam bardzo ciekawy obraz wnętrza GTI TCR, do którego wsiada się z wielką przyjemnością. Wzór tapicerki foteli zaspokoi także tych, którzy nie przepadają za charakterystyczną szkocką kratą – legendarnym symbolem GTI. Po otwarciu drzwi natomiast pojawia się iluminacja z logotypem TCR, dzięki specjalnemu modułowi umieszczonemu w tapicerce drzwiowej zamiast tradycyjnego światełka.
Wygląd wyglądem – ważne jest jednak to, jak GTI TCR zachowuje się na drodze. Miałem przyjemność w swojej karierze posiadać już GTI w wersji Performance (245 KM), a obecnie użytkuję Golfa R (410 KM). Muszę powiedzieć, że każdy z tych samochodów jest inny i prowadzi się inaczej. Golf R nawet w seryjnej specyfikacji jest narzędziem do wygrywania większości ulicznych wyścigów, ale GTI TCR… naprawdę depcze mu po piętach.
Moc jest zaledwie o 10 KM mniejsza niż w seryjnym Golfie R i powoduje, że to auto jest naprawdę szybkie i podczas wyścigów „z rolki” nie pozostaje w tyle eRce. Dodatkowo sprawia wrażenie niesamowicie lekkiego, fajnie prowadzącego się i genialnie klejącego w zakrętach, choć lubiącego uciec przodem przy agresywniejszej jeździe.
Najgorzej jest oczywiście ze startem. Mimo mechanicznej szpery auto lubi się ślizgać przy agresywniejszym ruszeniu i szybko gubi trakcję na fabrycznych oponach Bridgestone Potenza. Trakcja wraca po lekkim odpuszczeniu gazu, lub naturalnie dopiero przy trzecim biegu. Trzeba się do tego przyzwyczaić lub opatentować sposób na dynamiczne ruszanie bez dyskoteki na desce rozdzielczej. Jest to oczywiście możliwe, np. poprzez wymianę opon na Michelin Pilot Sport 4S, które idealnie sprawdzają się w warunkach ulicznych wyścigów ze świateł.
Oprócz standardowego braku trakcji, (która i tak jest o niebo lepsza niż w GTI Performance) TCR ma jeszcze jedną wadę… cenę. Auto w przyzwoitej konfiguracji kosztuje niewiele mniej od Golfa R z napędem na 4 koła.
Niemniej jednak ogromnie cieszę się, że VW w końcu wprowadził do sprzedaży model, który godnie może konkurować z Seatem Leonem Cuprą w wersji z przednim napędem. VW – dzięki za TCRa, bo to świetny samochód, zapewniający bardzo pozytywne wrażenia z jazdy. Czy jednak przyjmie się on na polskim rynku, patrząc na jego cenę? Czas pokaże!
Dziękuję Auto Special Kraków za użyczenie samochodu do testów.